W tym roku naszą jesienną podróż do Hiszpanii zostaliśmy zmuszeni odbyć ponownie autem z Polski. Przyczyna prosta i banalna: nie mieliśmy z kim zostawić naszych psiurów, albo raczej nie chcieliśmy ich zostawiać???… Pewnie jedno i drugie po trochu… Generalnie chodziło nam o wyjazd w celu naładowania baterii słoneczkiem przed zimą. Ponieważ urlop był zaplanowany tylko na 2 tygodnie, postanowiliśmy większość czasu spędzić w Lomasie, robiąc sobie krótkie wycieczki (obowiązkowo do Jumilla, w celu uzupełnienia zapasów wina i oliwy, skoro byliśmy autem), no i jedną 3-dniową do Andaluzji, do Alpujarra. Dni upływały nam, jak zwykle za szybko, na spacerach po plaży, po stepie, leżakowaniu przy basenie, pływaniu (codziennie obowiązkowo 60 basenów) oraz pichceniu – nie mogliśmy się najeść owoców morza – właściwie przez 2 tygodnie tylko raz jedliśmy mięso – i to tylko dlatego że było to cerdo iberico, specjał miejscowej kuchni w górach Alpujarra. Tak więc, aby nie przynudzać, opiszemy tylko naszą wyprawę do Andaluzji.