Pobudka tradycyjnie 7 rano, jedziemy do San Miguela na kawkę i neapolitanę a Żaba zamówiła wielkiego jak smok Smaug croissanta, kawka smakuje… w Hiszpanii jest zazwyczaj dobra kawka, nie licząc tej co zalewam na śniadanie i ona mi smakuje mniej ale do zniesienia jest… po kawce jedziemy do Casa Alegria, muszę pomalować trzeci albo czwarty już raz murki balkonowe, tym razem już kolor dobrany i sprawdzony osobiście przez sąsiadkę prezydenta dzielnicy. W godzinkę mamy sprawy załatwione, idziemy do Consuma na drobne zakupy, jutro jedziemy na ostatnią już wycieczkę, ale za to myślę, że mega zabawa będzie. Jedziemy jutro rano najpierw na wymianę oleju naszym cabrio a potem do Aqualandia Benidorm a następnie do Calpe ? wspaniała plaża z widokiem na ogromną skałę, chcemy to zobaczyć i następnie powoli ale to powoli się pożegnać z wakacjami, bardzo udanymi.
O 10 pojawiliśmy się w warsztacie Topcar, spory hangar z recepcją i poczekalnią oddzielającą część pracowniczą od klientów. Bardzo fajnie to zrobione, gdyż można było popatrzeć przez częściowo wykonaną z przezroczystej folii podnoszonej bramy co się dzieje wewnątrz. Zostawiliśmy autko i poszliśmy się przejść, napotkaliśmy komis samochodowy, w którym karteczki za szybami z cenami były szokująco wysokie w stosunku do naszego rynku. Więcej ciekawych rzeczy nie było i po prawie 30 minutach byliśmy znowu w Topcar. Nasze autko stało dalej w tym samym miejscu gdzie je zostawiliśmy. Weszliśmy posiedzieć do poczekalni, po chwili nasz kabrilolecik wjechał do środka. Wewnątrz było około 6-7 stanowisk samodzielnych, w większości wyposażonych w podnośniki. Wymiana oleju to prosta sprawa, ale muszę przyznać, że jak na początku byłem zdegustowany czekaniem i tym jak rusza się mechanik wykonujący powoli czynności serwisowe, to zdałem sobie sprawę, że chyba właśnie tak powinno to wyglądać. Kalkulację kwoty maksymalnej za wymianę mieliśmy na poziomie 142 eur, zakładała ona 6l oleju oraz 4 nowe filtry paliwa, powietrza, kabinowy i jakiś jeszcze. Nasz mechanik miał wymienić tylko to co trzeba… akurat! – pewnie będzie wszystkie trzeba, nawet te, które nie trzeba hehe. Pomyliłem się i to w pełni. Gościu wymienił tylko jeden filtr, prócz tego mając auto podniesione w czasie wylewania się oleju sprawdził i dopompował opony, posprawdzał stan hamulców, tarcz amortyzatorów i kilku jeszcze pozycji, których nie zauważyłem lub się nie znam, po czym jak postawił autko ponownie na kołach uzupełnił płyn hamulcowy oraz chłodzenia, o matko! – to niesłychane. Olej dolewał 3-4 krotnie, upewniając się że jest ok. Następnie psiknął czymś na drzwi i przyniósł wypełnioną kartkę do recepcji. Czekając na wyrok, szybko się ucieszyłem – faktura wyniosła 85 eur. Podziękowałem mechanikowi, który jeszcze kartkę przykleił z przebiegiem 122200 i mogliśmy po 1,3h ruszyć do Calpe.
Droga do Calpe w znacznej części jest nam znana, gdyż przecina Benidorm, jechaliśmy nią już dobrych kilka razy, jest urokliwa, bo przecina łańcuch górski blisko morza. Dotarliśmy do Calpe widząc z dala skałę wcinającą się w morze, co jest wizytówką tego miejsca. Niestety pogoda była znacznie gorsza niż u nas, czyżby 130 km mogło robić aż taką różnicę ?? W Calpe pasmo górskie wcina się bardzo blisko morza, można powiedzieć że idąc prosto od morza po 500m zaczynają się wzniesienia pnące się na kilkaset metrów i na zboczach gór usytuowane są wille oraz apartamentowce o niskiej zabudowie a przy brzegu znajduje się wysoka zabudowa hotelowo – apartamentowa, jak w Benidormie, tylko niższa i mniej widowiskowa. Generalnie miasto niespecjalnie ładne, mega komercyjne i turystyczne bez klimatu i finezji. Jedziemy do Altei, która znajduje się przy drodze powrotnej, w miasteczku straszny korek, zero miejsc parkingowych, jest fiesta haha no więc wszystko jasne. Szukamy parkingu przez 15 minut i rezygnujemy, jedziemy oglądać miasteczko El Campello. Kolejne 15 km oddalone od Altei małe miasteczko graniczy już z Alicante, jest usytuowane na zboczach góry, robi się cieplej, z każdym kilometrem lepsza pogoda. Góry są niższe przy brzegu a wyższe głębiej, zatrzymują wiszące niżej chmury, tak nam ktoś kiedyś tłumaczył. Muszę to ustalić po powrocie. Zjeżdżamy w krętą uliczkę w stronę miasteczka, bardzo ładne widoki i ładna tylko niska zabudowa willowa, wiele domów znajduje się przy samym morzu dochodząc do klifów, wspaniałe widoki, kolejna sprawa to zero ludzi, sklepów, barów coś nie tak, nagle droga się kończy i musimy zawrócić, chcę przepuścić wyjeżdżający z boku samochód ale kierowca macha coś do nas, okazuje się że to Polak, który tutaj mieszka, kieruje nas do baru prowadzonego przez znajomego Belga, siadamy, rozmawiamy, przechodzimy na Ty ze Zbyszkiem Dziordzio mieszkającym ponad 10 lat w Hiszpanii, wcześniej w Niemczech, władającego 7 językami, opowiada o swoim ciekawym życiu i różnych sprawach, gadamy, gadamy, czas leci i trzeba powoli wracać do naszego domku. Zegnamy się z Dziordzio, bo tak go nazywają ze względu na wymowę imienia polskiego, które dla Hiszpanów jest impossible do wymawiania. Przy San Miguelu czyściutkie niebo i temperatura 30C a jest już 17, idziemy do Mercadonii na zakupy paellowe, 2 woreczki obranych krewetek, jeden- obranych muli, 4gr szafranu w proszku i wracamy robić paellę.