Wstajemy o 7 i po kawce jedziemy rozwieszać ulotki na pola golfowe, które chcemy przywiesić w przeznaczonych do tego miejscach, największe pole golfowe mamy blisko w Villamartin Golf, znajdujemy wielkie tablice korkowe i wieszamy naszą ofertę, następnie jedziemy do kolejnych dwóch klubów golfowych, w jednym z nich są hotele i nie możemy się wcinać, w drugim bez problemu wieszamy oferty, jeszcze wracamy do Villamartin Plaza – tam w wyznaczonym miejscu wieszamy również ulotki… wracamy do domku zjeść śniadanie, pogoda bez rewelacji – 21C więc wpadam na pomysł ze spacerem…. Idziemy stepem do San Miguela a potem trasą rozmaitą … trasa wiedzie poprzez górki itp. a następnie wzdłuż kanału docieramy do miasteczka… idziemy do wiadomego miejsca, Baru Alegria… zaczyna lać deszcz, włączają elektryczną markizę i jest super. Wypijamy drugie piwko i idziemy 6km do domu… po drodze udaje się nam złapać stopa, zatrzymuje się para starszych ludzi i podwożą nas do Lomasa, okazuje się że to małżeństwo a pani jest Polką… mówi ledwo ledwo po wielu latach… nie dziwne ale miłe, nie ukrywa się ? po kilku minutach wychodzimy dziękując, przebieramy się i jedziemy na dinner do Patio Andaluz, naszej ulubionej najlepszej restauracji.
W Patio jest to co lubimy, nie ma tłoku w porze lunchu czyli od 13 do 15 i nie ma wysokich cen, co nie znaczy że jest za pół darmo… za 2 osoby trzeba zapłacić 24 eur ale za to w tej cenie jest:
– pół bagietki z sosem aioli
– woda i ½ dzbana wina
– pierwsze danie np. sałatka lub gazpacho, czasami spaghetti
– drugie sporej wielkości danie obiadowe
– deser np. kawa albo lody lub ciacho
To jest w cenie 12 eur od osoby, nie jest tanio ale za to można się najeść do syta. Tak to z grubsza wygląda.
Wracamy najedzeni, dzień już się powoli zbliża do końca, tak samo jak nasze wakacje. Jutro wracamy, budżet domknięty, czas popracować i myśleć o wyjeździe za 6 miesięcy, jesień i zima przed nami…